W sieci krążą zdjęcia RODOS…
Jak wakacje – to RODOS 🙂
Rodzinny Ogródek Działkowy – dla mnie rewelacja.
Otoczony siatką – jeszcze lepiej.
Przynajmniej mam pewność, że nikt niepowołany nie będzie się nam kręcił,
a dzieci nie wyjdą poza teren ogródków.
Kto by pomyślał, że tyle frajdy może sprawić taka działeczka. Trzy lata temu dostaliśmy totalnie puste pole, a właściwie nie takie puste, bo pełne perzu. Perz cudowna roślina, kto nie wierzy niech zerknie TUTAJ, jednak wykopywanie go to istna zmora. Muszę przyznać, że nie byłam zwolennikiem posiadania takiej działki, a mój Mąż uparł się, że chce mieć. I tak oto mamy. Teraz cieszę się, że postawił na swoim, bo okazuje się, że stała się dla nas cudownym miejscem. Taką ucieczką z bloku, namiastką własnego ogrodu. Dla Dzieci istny RAJ. Sara ma tam mnóstwo znajomych, atrakcje typu trampolina, basen, plac zabaw. Spędzamy tam niemal każdą wolną chwilę.
A do tego wszystkiego podłoże cudowne i plony piękne zbieramy. Nie należymy do osób, które sadzą nie wiadomo co, ale to, co mamy własnego, sprawia nam dużo radości.
Pisałam już o cukiniach, których mamy wciąż mnóstwo. Stawiam, że dzisiaj zerwę 4 – 6 kolejnych. Aktualnie przerabiam je na makaron – po prostu pychota.
W tym roku obsypało nas także malinami.
CUDOWNIE!
Uwielbiam maliny. To mój ulubiony owoc.
Zamroziłam już dwa worki, zjedliśmy ich całe mnóstwo. Teraz przyszła kolej na zaprawy. Nie chciałam jednak robić tradycyjnej konfitury, by uniknąć cukru. Na ratunek przyszła sól himalajska.
Słyszeliście o tym sposobie ?
JANGINIZACJA
Większość z nas przetwory owocowe kojarzy z cukrem. Okazuje się, że można zakonserwować owoce bez cukru, którego staram się unikać, jak tylko mogę. Dlaczego? O tym więcej TUTAJ.
Kiedy przytargałam do domu kolejną porcję malin, których przejeść nie było opcji, a i zamrażalnik ma swoje granice, postanowiłam wypróbować sposób o którym wcześniej tylko słyszałam.
Janginizacja wywodzi się z kuchni markobiotycznej. Polega ona na duszeniu owoców, warzyw we własnym soku z odrobinę soli, najlepiej morskiej, himalajskiej, gruboziarnistej. Sól powoduje wytrącenie się z owoców naturalnego cukru. Owoce puszczają sok, zachowują przy tym naturalny kolor, a co najważniejsze mają taki sam smak, jak w momencie wkładania do garnka przed duszeniem.
Brzmi pięknie, ale czy praktyka to potwierdziła?
Przyznam, że jestem mile zaskoczona. Maliny smakują wyśmienicie.
Dlatego zachęcam Was do takiego przygotowania słoiczków.
Zamykamy w tym słoiczku odrobinę lata z jego naturalnym smakiem, nie zmąconym dodatkami w postaci cukru, żelatyny itp.
Jak się je przygotowuje?
Nic prostszego…
Smażymy owoce na malutkim ogniu na patelni posypane odrobiną soli (ja użyłam różowej himalajskiej). Nie za długo, jeśli chcemy mieć większe kawałki owoców. Pilnujemy też, żeby nie przypalić. Przekładamy do wyparzonych słoiczków, zakręcamy i pasteryzujemy 15 – 20 minut w zależności od wielkości słoiczków.
GOTOWE!!!
Ja zrobiłam w ten sposób maliny, ale oczywiście można przygotować tak każdy owoc oraz warzywa.
Podzielcie się swoimi sposobami na zdrowe słoiczki?
Stosujecie w swoich domach janginizację?